Świadectwo nawróconego księdza Franca Maggiotta

Jako nastolatek – członek kościoła katolickiego – uczęszczałem na uniwersytecki wydział filozoficzny i działałem w Akcji Katolickiej. Udzielałem się w kościele, życie jednak nie nabierało od tego sensu. Nie mogłem stłumić poczucia grzeszności, jakie mnie dręczyło w sercu. Dokuczało mi przeświadczenie o bezsensowności życia, byłem w rozpaczy.
Posiadałem wszystko, czego młody człowiek mógł pragnąć. Mojej rodzinie powodziło się dobrze, ,mocno stała nogami na ziemi” – jak mawiamy we Włoszech. Pieniędzy nie brakowało, więc spełniały się wszystkie me zachcianki. Miałem to, co może dać moc ludzka, ale nie miałem tego, co człowiekowi niezbędne do życia. Można mieć wszystko – a jednak nie żyć pełnią życia. Nie można żyć pełnią życia bez znajomości jego sensu, sensu, jaki daje tylko życie pochodzące z góry.

Udałem się do biskupa i zwierzyłem się z tych strapień. Odparł, że wszystko to są rzeczy pożyteczne, że bardzo ze mnie miły chłopiec i nie powinienem przejmować się głupstwami. Że Chrystus odchodząc do nieba oddał władzę w ręce Piotra, papieża i apostołów. Że królestwo Boże znajdę w kościele; tam nauczę się radzić sobie z grzechem. Że kościół posiada wszystkie środki ku oczyszczeniu dusz, że przez sakramenty nawet moja dusza może być oczyszczona i przygotowana do obcowania z Bogiem. Poprzez nie zapewnię sobie drogę do Boga.
I wybrałem to, co z zapałem wybiera wielu młodych ludzi, najcięższą dolę, jaką kościół może zaoferować: zostałem pustelnikiem. Udałem się do pustelni, na jedno z pod rzymskich wzgórz, skąd było widać miasto. Goliłem się dwa razy na tydzień, odziewałem się w jedną tylko wełnianą szatę, zimą i latem. W lecie skwar był nie do zniesienia, zimą bardzo marzłem, wicher przewiewał mnie na wylot. Czyniłem wszystko ze szczerego serca, chcąc przez ziemskie środki swoją ludzką wolą zniszczyć w sobie grzech. Za wszelką cenę chciałem dotrzeć do Boga, i w próbach tych o mało nie postradałem życia.

Po blisko roku lekarz zalecił mi przerwać ten tryb życia. Planowałem powrócić do pustelni później, gdy będę starszy; tymczasem udałem się do seminarium na studia teologiczne.
Gdy zostałem księdzem, posłano mnie do wielkiej parafii. Tamtejszy ksiądz miał ponad 80 lat, wszystko spadło więc na moją głowę. Starałem się być dla ludzi bardzo miłym, mimo iż odczuwałem wielki smutek. Podobała mi się posługa kapłańska, choć w sercu nie czułem się szczęśliwy i pomimo wszystkiego, co robiłem, nie wiedziałem, jak mogę spotkać Boga. Nie byłem w duszy niczego pewny; tkwił we mnie grzech. Gdy zapytałem o radę w tej sprawie, zalecono mi przeczytanie pewnego ustępu z Ewangelii Łukasza.

Nie mogłem rozgryźć jednego wersetu; wydawał się mówić o mocy religijnej, mocy ludzkiego rozumu. Jezus rzekł apostołom: ,Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10,16). Biskup wyjaśnił mi, że odchodząc do nieba Chrystus zostawił nam całą swą władzę. Jeśli zatem ktoś nas nie słucha, to nie słucha Jezusa. A jeśli gardzi Jezusem, to gardzi Bogiem. Bałem się w ogóle o tym myśleć. Nie musiałem zresztą myśleć. Wystarczyło ufać biskupowi.

Poszukiwania

Raz, kompletnie zdesperowany, rozpocząłem wraz z grupką młodych ludzi samodzielny przekład Nowego Testamentu z oryginału greckiego. Z początku była to niezła zabawa, ale im dalej się posuwaliśmy, tym wyraźniej widzieliśmy rozbieżność między nauką kościoła a Biblią. Dla mnie największą różnicą był fakt, że Jezus Chrystus zawsze starał się kierować ludzi ku Bogu, ku Jego obliczu, kościół natomiast zawsze chciał przyciągać ludzi ku sobie samemu.
Gdy skończyliśmy przekład Ewangelii Mateusza, proboszcz bardzo się rozzłościł, że nauczam na podstawie Biblii: ,Jeśli dowiedzą się o tym, co my wiemy, to nigdy do nas nie wrócą, nigdy nie przyjdą do kościoła”.

Dotarłszy do ostatniego rozdziału Mateusza, pojęliśmy coś. Jezus rzekł do apostołów: ,Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,19-20). Jezus istotnie powiedział apostołom: ,Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi”; ale nie polecił: ,Idźcie więc i nauczajcie wszystkiego, co wam się podoba, co uczyni z was ważne osobistości, co zbuduje tu na ziemi kościół o potężnej sile, głoście to, co się spodoba ludziom, a wtedy kto wami wzgardzi, Mną wzgardzi”. Nie. Jezus nakazał: ,Idźcie i nauczajcie wszystkiego, co wam przykazałem”; innymi słowy: ,Idźcie i nauczajcie tego, co Ja wam powiedziałem, a jeśli będziecie głosić to, co wam przykazałem, ni mniej, ni więcej, i ktoś wami wzgardzi, to wzgardzi Mną”. Zacząłem się obawiać, że jeśli rzeczywiście jest tu jakaś rozbieżność, to widzę dopiero jej początek.

Coraz więcej czytałem Pismo Święte, a im dłużej czytałem, tym bardziej się zmieniałem. Spostrzegłem, że nauczam rzeczy, które katolickiemu księdzu nie przystoją.
Niedzielne kazania wygłaszałem już nie po to, by umacniać swe wpływy, ale jakby wbrew sobie. I wpadłem w tarapaty. Na początku zdegradowano mnie do mszy o 6.00 rano, na którą uczęszczało niewielu, głównie panie z kółka różańcowego; mogłem tam sobie wołać i krzyczeć do woli. Lecz już za kilka tygodni kościół o świcie pękał w szwach. Przełożeni czuli, że coś się święci; wezwano mnie do biskupa. Zdenerwowany, ogłosił, że odeśle mnie do innej parafii. Był to awans, parafia była dużo większa: 55 tysięcy wiernych w mieście Imperia, nowy kościół, a ja – proboszczem z podległym mi księdzem.
Dla młodego człowieka było to wygodne. Miło być najstarszym z racji piastowanego urzędu, mieć pod sobą innych księży, którzy podsłuchują uwagi ludzi: ,Taki młody, zrobi karierę. A jaki przystojny!” Jest mi wstyd, gdy o tym myślę. Lecz po prawdzie nie byłem wcale szczęśliwy. Starałem się wyczytać coś z Biblii, i ilekroć mi się to udało, budziłem zainteresowanie słuchaczy. Czasem nawet zjeżdżali do nas autokarami.

Dla przełożonych byłem źródłem ciągłych zgryzot. Kardynał przypomniał mi, że nie ma prawdy poza kościołem i że Jezus oddał całą władzę w ręce apostołów, by chrześcijanin od apostoła właśnie, którym jest papież, oczekiwał wskazówek i nauki, zwiastowania Ewangelii, napominania i tak dalej.
Lecz ludzie w mojej parafii nie dawali mi spokoju, zwłaszcza młodzi. Obiecałem im, że gdy zbierzemy się razem, otworzę Biblię, i zobaczymy, co Pan uczyni. Więc zebraliśmy się w grupie tych młodych ludzi. Pamiętam, że otworzyliśmy na Liście do Galacjan, i przeczytałem rozdział pierwszy. Gdy dotarłem do wersetu ósmego, nie mogłem czytać dalej: ,Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty!”
Zamurowało mnie, dosłownie. Oto apostoł Paweł, który pokrzepiał swoich uczniów przygotowując ich na cierpienia, który miłował ich ponad życie, mówi: ,Gdybym głosił wam inną ewangelię, wyrzućcie mnie od razu!” Mógłby dodać: ,Jeśliby jakikolwiek inny apostoł głosił wam jakąkolwiek inną ewangelię, wyrzućcie go, bo nie ma zbawienia w apostołach. Zbawienie jest w Chrystusie, i tylko w Nim”.

Duch Święty uczy nas przez Pismo

W Słowie Bożym zawarto nasze zbawienie. A więc – pomyślałem – wiem już, od czego zacząć, gdzie dowiem się czegoś o zbawieniu. Wyruszyłem z moimi ludźmi na dalsze poszukiwania. Ale biskup, osoba bardzo zmyślna, wiedział, jak mnie podejść. Oznajmił: ,Ależ jesteś pyszny! Za kogo ty się uważasz? Wyobrażasz sobie, że rozumiesz Biblię lepiej niż ja, lepiej niż papież?” Wiedziałem, że nie myli się, że podoba mi się moja pozycja w kościele. Ale teraz wiedziałem też i to, gdzie szukać odpowiedzi, Prawdy. Wiedziałem, że jestem żebrak, nędzny grzesznik, a grzech wciąż czyha, by mnie zniszczyć.

Zwróciłem się do Starego Testamentu, by znaleźć, gdzież to Bóg nakazał prorokom i patriarchom: ,Idźcie i interpretujcie Moje słowa”; chciałem się też dowiedzieć, w którym to miejscu Bóg oddał ludziom swoją władzę w zakresie interpretowania Pisma. Lecz nigdzie takich miejsc nie znalazłem.
Zacząłem zgłębiać Nowy Testament, ale i tam nie było ustępu, gdzie Chrystus powierzałby komuś prawo interpretacji Biblii. Nie polecił uczniom: ,Idźcie i interpretujcie Pismo”. Pojąłem jasno (nie wiem, czy i Wam wyda się to tak oczywiste jak wtedy mnie) ustęp Ewangelii Jana 14,26. Niedługo przed odejściem Jezus obiecał uczniom: ,Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w Moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”. Nie zatem w imieniu papieża, biskupa czy katolickiego Piotra, i nie w imieniu jakiegoś pastora, ale ,w Moim imieniu On was wszystkiego nauczy”. To Duch Święty jest Interpretatorem. Bóg nie oddał nikomu swej władzy interpretowania Pisma.
Nabrałem odwagi… i napytałem sobie biedy. Przeniesiono mnie – do starej parafii z dziewięcioma kościołami. Myśleli, że przy bieganiu z jednego do drugiego nie starczy mi energii do rozmyślań. Choć jednak dużo chodziłem, miałem dość sił na kazania. Ale nie byłem szczęśliwy – z powodu grzechu. Wiedziałem już, gdzie szukać prawdy, lecz nie wiedziałem, co począć z grzechem, z moją duszą. Spędzałem noce na klęczkach przed ołtarzem; rano pomagał mi zakrystian, bo bywało, że ślęczałem tak do rana. Ale Pan się nade mną ulitował, i to akurat w chwili, gdy Mu bluźniłem.

Łaska Boża objawia dokonane zwycięstwo Krzyża

Jednej niedzieli w samo południe odprawiałem mszę. Koncelebrowało ją ze mną dwu księży, a 25 biało odzianych młodzieńców asystowało przy ołtarzu. Chór śpiewał przepięknie. A ja modliłem się po cichu: ,Jesteś okrutnym Bogiem, czemu mnie od razu nie zabijesz? Czemu mnie nie zniszczysz?” Gdy obmywałem ręce, jeden z chłopców odczytał ustęp z Listu do Hebrajczyków 10,10: ,Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze”.
Osłupiałem. Poczułem się, jakby Pan sam wyjawił mi, kim jest i że sam oczyścił nas z grzechów. Przecież Jego Słowo głosi: ,Ten, który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty, podtrzymuje wszystko słowem swej potęgi, a dokonawszy oczyszczenia z grzechów, zasiadł po prawicy Majestatu na wysokościach” (Hbr 1,3). Jak uderzenia młota, w umysł wbijały się słowa: ,…każdy kapłan staje codziennie do wykonywania swej służby, wiele razy te same składając ofiary, które żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów” (Hbr 10,11).
Odezwałem się do księży stojących obok:
-Słyszycie Go? Słyszeliście Go?
Patrzyłem na nich, a oni zdumieni wpatrywali się we mnie.
-Patrzcie, co tu jest napisane. On sam dokonał tego dzieła, nasze jest bezwartościowe!
Patrzyłem po zgromadzonych w wielkim kościele: ludzie zawodzili, płakali. Dodałem, że On dokończył tę ofiarę:
-,Ponieważ ulituję się nad ich nieprawością i nie wspomnę więcej na ich grzechy” (Hbr 8,12). To On dokonał dzieła-nasze starania są bez wartości!
Byłem tak szczęśliwy, że płakałem i śmiałem się na zmianę. Nagle coś do mnie dotarło – wyrzucą mnie, a ja się cieszę! Nikt wyrzucany z posady nie cieszył się tak jak ja! Raz na zawsze, raz jeden na zawsze On dokonał tego dzieła. Ofiara Pana jest wystarczająca i dokończona. ,Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem” (1P 3,18).

Oceniono, że zapadłem na zdrowiu, że to za duża odpowiedzialność jak na barki młodego człowieka. Ja tymczasem się cieszyłem; usiłowałem wyjaśnić to biskupowi, gdy przybył się ze mną zobaczyć. Nie chcieli, bym rezygnował – lecz ja nie mogłem już odprawiać mszy. Dali mi pod zarząd wielkie kolegium: 800 studentów i wykładowcy. Pracowałem więc, ale nie chodziłem na mszę. Starałem się nawet przekazać co nieco innym oraz siostrom zakonnym. Byli bardzo zainteresowani.
W sobotnie wieczory ludzie chodzili do spowiedzi. Pytałem: ,Po co przyszedłeś?” ,Wyznać grzechy” – odpowiadali. ,Kochasz Jezusa?” ,Tak”. ,A dlaczego?” ,Bo umarł za moje grzechy”. ,Skoro umarł za twoje grzechy, to idź i chwal Go. Po co tu przychodzisz i opowiadasz mi o nich? Cóż ja mam wspólnego z twoimi grzechami?” ,Spowiedź” zatem przebiegała nader szybko. Lecz siostry poskarżyły się biskupowi; pojąłem, że nie zrozumiały. Opuściłem więc na zawsze kościół rzymskokatolicki, a moi ludzie poszli za mną.

Miałem za sobą studia na Uniwersytecie Rzymskim oraz w Anglii i w Holandii. Widziałem, że wielu protestantów odrzuciło Biblię; ale z drugiej strony spotykałem wielu na nowo narodzonych chrześcijan, o których mogłem rzec: ,Twój Bóg jest moim Bogiem, a twój naród moim narodem”. Dziś mam mnóstwo braci i sióstr w Chrystusie. Kontaktuję się też z wieloma księżmi; dwa lata temu w Rzymie miałem nawet okazję przemawiać do zgromadzenia 3000 księży. We Włoszech powstaje wiele wspólnot chrześcijańskich. Moim pragnieniem jest prowadzić katolików do Chrystusa, a nawet, jeśli to możliwe, nawrócić papieża. ,Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (Rz 5,1; BW).

Rzymska demonstracja siły

By pojąć kościół rzymski ze wszystkimi jego dogmatami, trzeba pojąć jego istotę: iż Magisterium (tj. papież oraz biskupi zjednoczeni w posłuszeństwie mu) użyje wszelkich środków, by zwiększyć swe wpływy. W jego przepastnym wnętrzu znika i Bóg, i Pismo Święte, i Jezus Chrystus. Hierarchia przyozdobiła się chwałą i mocą, jakie przystoją tylko Bogu w Jego Słowie i Jego Mesjaszu. Skutki tej potwornej herezji dla całego rodzaju ludzkiego nie dadzą się oszacować. Kluczowy dokument interpretujący dzisiejszy kościół rzymski: Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen Gentium wyraża się nader jasno zwłaszcza w rozdziale ,O hierarchicznym ustroju Kościoła, a w szczególności o episkopacie”. Lumen Gentium ukazuje katolickie rozumienie kościoła jako ,ciała i pełności” Chrystusa, w którym element ludzki i boski łączą się i przenikają. Pozwala to kościołowi katolickiemu określać siebie jako ,tajemnicę”, wyłączając się tym samym spod wszelkiego osądu i krytyki:

Wyposażona zaś w organa hierarchiczne społeczność i zarazem mistyczne ciało Chrystusa […] Kościół ziemski oraz Kościół bogaty w dary niebiańskie – nie mogą być pojmowane jako dwie rzeczy odrębne; przeciwnie, tworzą one jedną złożoną, która zrasta się z pierwiastka boskiego i ludzkiego [Lumen Gentium, pkt. 8].

Rzym staje się więc – z ,natury” i w swej ,istocie”, w swojej hierarchii i dogmatach – ,nieomylny”, czyli z z gruntu niezdolny do nawrócenia. Nic bowiem, co nieomylne, nie może żałować swych posunięć ani się nawrócić…
Za przykład tego rozumowania niech posłuży utożsamienie Chrystusa z papieżem. Duchowe obietnice, jakie Chrystus dał swym sługom, niepostrzeżenie przekształcono w przywileje mające uzasadniać autorytet i władzę hierarchii. Czy w tych okolicznościach pozostało jeszcze miejsce na panowanie Ojca, Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego? Rzym przyjął, że władzę posiada człowiek: papież, dzierżący moc Bożą, uznany za równie nieomylnego jak sam Chrystus. Z drugiej strony widzimy wielką rzeszę ludzi, którzy jeśli nie okażą ,zbożnej uległości woli i rozumu” (to znaczy, jeśli nie zrezygnują z wiary zgodnej z własnym sumieniem, i to nawet opartej na Piśmie Świętym; pkt. 25), zostają uznani za nieprzyjaciół Boga.
W katolicyzmie papież istotnie posiada ,pełną, najwyższą i powszechną władzę nad Kościołem i władzę tę zawsze na prawo wykonywać w sposób nieskrępowany” (pkt. 22). ,Arcykapłanem” nie jest już zatem Jezus Chrystus, ale biskup rzymski, którego osobę i urząd wywyższył rzekomo sam Chrystus. Jeśli Jezus zapytałby nas dziś: ,Za kogo Mnie uważacie”, winniśmy odrzec: ,Za papieża rzymskiego!”

Samoświadomość Rzymu

Podam inny przykład, pokazujący, że kluczem do głównego ,dogmatu” Rzymu jest żądza władzy i że aby władzę tę zdobyć, teologia katolicka poświęca Boga, Chrystusa, Ducha Świętego – i cały świat. Czemu kościół rzymski tak wywyższa Marię, w wyraźnej sprzeczności z jej trzeźwym wizerunkiem w Nowym Testamencie? Bo mariologia jest projekcją samoświadomości hierarchii katolickiej. Wszystko, co Rzym widzi w sobie, dostrzega też w swej wizji Marii; przywileje, jakie hierarchia przypisuje Marii, odpowiadają przywilejom, jakie rezerwuje sobie. Wywyższenie Marii w katolicyzmie to tylko skutek i symptom wywyższenia kościelnej hierarchii. Czcząc w niej współsprawczynię zbawienia, współpracownicę Boga, pośredniczkę łask i matkę wszystkich, hierarchia Rzymu wyraża świadomość siebie samej jako współsprawczyni zbawienia, współpracownicy Boga, pośredniczki i matki, w założeniu, że w osobie Marii wywyższa się sam papież, aby odbierać cześć wiernych. Zdaniem niektórych ruch biblijny w łonie kościoła katolickiego sprawi, iż mariologia umrze śmiercią naturalną. Jednakże mariologia mogłaby umrzeć dopiero wtedy, gdyby kościół katolicki zrezygnował ze swojej samoświadomości.
Mariologia więc obiektywnie uwidacznia, że hierarchia katolicka fałszuje prawdę chrześcijaństwa, aby na takim fundamencie umocnić swą totalitarną i bałwochwalczą władzę…
Wyprawszy Ewangelię z jej pierwotnej treści, propaguje się pustą religijność, pozbawiając ,wiernych” wszelkiej obiektywnej prawdy i wiodąc ich tą próżną religijnością ku tępemu posłuszeństwu życzeniom hierarchii. Rodzi to rzeszę ludzi bez sumienia, i jeśli ze strachu okazują oni posłuszeństwo hierarchii (której w głębi serca nienawidzą i którą gardzą), to czynią to bez właściwego wysiłku i zapału. W kraju, gdzie istnieje taka sytuacja, może zapanować tylko albo dyktatura, albo chaos.

Moc Boża ku zbawieniu

Sytuację może zmienić tylko coś, co zrodzi w człowieku nową mentalność, zmianę tak wielką, iż sprawi przewrót w jego życiu. Człowiek zostaje wyzwolony od siebie samego i przemieniony, przechodzi od wartości, które sam sobie stworzył w celu rozwiązania swych problemów, ku żywej wierze w żywego Boga. Cóż dokona tej decydującej zmiany w życiu człowieka? Przyczyna może być tylko jedna: kontakt z Pismem Świętym. Gdy swą zbawczą mocą Słowo dociera do człowieka jako dar prawdziwego Boga, rodzi się wiara, przez którą całe jego życie stanie się życiem według łaski. Tylko tak, w oderwaniu od dotychczasowego fundamentu: ,umiłowania siebie samego”, zostaje człowiek wyzwolony od siebie…

Tylko Biblia zrodzi wolnego człowieka

Tylko łaska, tylko wiara, tylko Pismo Święte zapewniają wolność chrześcijańską, bo zbawienie człowieka nie pochodzi od niego samego, lecz od Boga, który w ciele narodził się w Chrystusie. Tak radykalny przewrót, jedyne pełne wybawienie człowieka z jego położenia, nie leży w mocy ludzkiej i na pewno nie dokonuje się dzięki jego współpracy. Człowiek umie czynnie współpracować tylko przy umacnianiu  własnego królestwa i nijak nie chce dać się z niego wywłaszczyć.

Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić [1Kor 2,14].

Reformacja, wierna Słowu Bożemu, potwierdziła z całą mocą paradoks, iż tylko Duch Boży używając Bożego Słowa może zrodzić wiarę, w czasie i miejscu wybranym przez Boga.
Wiara nie wynika z uzdolnień człowieka; nie wysłużył on jej sobie dobrocią ani cechami moralnymi i religijnymi. Tak jak dzieci, wybrane, gdy ,jeszcze się nie urodziły ani nic dobrego czy złego nie uczyniły – aby niewzruszone pozostało postanowienie Boże, powzięte na zasadzie wolnego wyboru, zależne nie od uczynków, ale od woli powołującego” (Rz 9,11).
W istocie tylko przez wiarę można uznać miłość, sprawiedliwość i moc Boga, nie interpretując zarazem Jego dzieł wedle własnych pojęć i kryteriów. Tajemnica krzyża pozostanie tajemnicą do końca wieków; nam polecono zwiastować ją. ,Ilekroć spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie” (1Kor 11,26). Nie mamy prawa interpretować po swojemu tego, co istnieje tylko na Bożych warunkach, ani decydować o tym, co Bóg zatrzymał do własnej dyspozycji. Jeśli nie mamy ,tylko wiary”, wszystkie nasze wyobrażenia i propozycje będą prywatnymi mrzonkami i fantazjami. A na takie nie może sobie pozwolić nikt, kto twierdzi, że poznał Boga przez zbawczą moc Jego Słowa i łaski.

Prawdziwy Pan, prawdziwa droga

Obowiązkiem chrześcijanina jest ignorować każdy kościelny wizerunek Jezusa, a dochować posłuszeństwa niesfałszowanemu Słowu Bożemu, w myśl motta: ,Tylko wiara, tylko łaska, tylko Pismo Święte”. Oto nasza prawdziwa misja, życiowe powołanie. Tylko na takim fundamencie będziemy mogli odpowiedzieć na stare, ale zawsze aktualne pytanie: ,Za kogo Mnie uważacie?” Wszelkie starania o jedność czy o odnowę kościoła muszą rozpoczynać się od tego…

Droga wskazana przez Słowo i Ducha Bożego to droga proroków, Chrystusa, apostołów i wierzących wszechczasów, to droga wiary, Łaski i Pisma, biegnąca dziś, tak jak za Reformacji, między manowcami instytucjonalnego katolicyzmu a świeckim humanizmem. Doprawdy, wąska to ścieżka! Dziś jeszcze bardziej niż wczoraj. Lecz ścieżka ta dokądś wiedzie; to nie ślepa uliczka, ale droga wskazana przez samego Boga. Połączmy się więc w radości i zapale synów Bożych, bo to Pan nas powołał i dopuścił do udziału w swym krzyżu i swej chwale.

Oni zaś rzekli do Niego: Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże? Jezus odpowiadając rzekł do nich: Na tym polega dzieło Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał [J 6,28-29].

 

 

Franco Maggiotto,
nawrócony ksiądz

[Opublikowano za zgodą wydawcy na podstawie artykułu Franca Maggiotta ,Roman Catholicism and Christianity” w The Banner of Truth VII/VIII 1986].
Franco Maggiotto dalej trudzi się dla Pana jako ewangelista i pastor kościoła. Odwiedził też z posługą Stany Zjednoczone. Jego zapał i jasny styl prezentowania Ewangelii przywodzą na myśl wielkich reformatorów. Można do niego pisać na adres: Via Almese 35, 10091 Alpignano, Turino, Włochy. Tel. (0-039) 119661521.

Podobne wpisy